Weszła do
pokoju i rozejrzała się krytycznie. Był to gabinet, stało w nim tylko biurko,
dwa krzesła i regał na książki. Kilkoma zaklęciami nadała ścianom barwy
Gryfindoru, półkę zapełniła książkami, jedno krzesło zamieniła w dużo
wygodniejsze, a szuflady biurka zapełniła piórami i pergaminami. Następnie
przeszła do drugiego pokoju. Był to salon, ale wyglądał jak byłby remontowany
ostatni raz 50 lat temu. Stwierdziła, że nada mu charakter drewnianej chatki i
tak zrobiła, sypialnie i łazienkę zrobiła w podobnym stylu, ale zostawiła wannę
jeszcze lepszą niż w łazience prefektów, tylko dołożyła drewniane wykończenie.
Kiedy skończyła „remont” była już 23.00, a następną godzinę zajęło jej
wypakowywanie swoich rzeczy. Po tym wszystkim stwierdziła, że należy jej się
odprężająca kąpiel. Rozebrała się w sypialni i poszła do łazienki, jednym
ruchem różdżki zapaliła świeczki i włączyła odprężającą muzykę. Tak zasnęła.
Obudziło ją
głośne pukanie do drzwi, wyszła z zimnej już wody, wzięła ręcznik i pobiegła
otworzyć drzwi. Stał w nich nie kto inny jak Mistrz Eliksirów.
- Byliśmy
umówieni, Hermiono – powiedział zdenerwowany – nie zjawiłaś się na śniadaniu,
obijam się już do ciebie pół godziny, miałem zamiar już wywarzać drzwi. Czy tak
obowiązkowa będziesz w roku szkolnym? Może lepiej spakuj walizki i wracaj do
swojego starego życia? – warknął.
- Przepraszam,
zasnęłam w wannie, wejdziesz? – otworzyła szerzej drzwi i się cofnęła, kiedy
wszedł, zamknęła za nim drzwi i powiedziała – pójdę tylko zarzucić coś na
siebie, rozgość się – i poszła do sypialni. Założyła zwykłą, prostą,
ciemnobordową szatę i do niego wyszła.
- Już jestem –
powiedziała zanim zauważyła kanapki i sok dyniowy na stole – co to?
- Skoro
zaspałaś nie jadłaś śniadania, nie było cię też wczoraj na kolacji, więc jestem
pewien, że jesteś głodna. Zresztą ja też. – wziął kanapkę – więc tak, mam tutaj
proponowany plan lekcji, jeśli potrzebujesz, możesz nanieść poprawki – podał jej
kartkę , popatrzyła i odpowiedziała:
- Wszystko jest
ok. Pasuje mi.
- Świetnie,
jutro po obiedzie wszyscy będą omawiać godziny i dni dyżurów, więc bądż,
ponadto dyrektor poda nam nazwiska prefektów, a opiekunowie domów podadzą
nazwiska kapitanów drużyn, za ciebie poda Minerwa, ponieważ nie znasz jeszcze
uczniów. Chcesz coś wiedzieć?
- Nie trzeba,
wszystko wyjaśniłeś doskonale, dziękuję za śniadanie.
- Nie ma za co.
Miłej randki dzisiaj – uśmiechnął się drwiąco.
- Dziękuję –
spłonęła rumieńcem.
- Więc na razie
Hermiono – wstał – do zobaczenia – wyszedł, powiewając swoją standardową
peleryną.
Idąc do swoich komnat przypomniał sobie dzisiejszy
poranek.
Wstał wcześnie
i jak zwykle poszedł biegać, później po prysznicu i założeniu czystego ubrania
szedł szczęśliwy na śniadanie. Oczywiście bycie szczęśliwym, w jego przypadku
nie oznaczało bieganie i podskakiwanie w drodze do Wielkiej Sali, lub co gorsza
szeroki, kretyński uśmiech. Z wyglądu nikt nie mógł tego zobaczyć. Czuł się
taki w środku. Wszedł do Sali i usiadł na swoim miejscu, nie było jej jeszcze.
Po kilku minutach zeszli się wszyscy, a jej dalej nie było. Zaczął się
niepokoić. Co prawda wojna skończyła się dawno temu, ale nigdy nic nie wiadomo.
Nie mógł tknąć jedzenia. Oczywiście nikomu nic nie powiedział, nikt by nie
wziął na poważnie jego obaw. Sami kretyni w tym zamku. Jego dobry humor zniknął
tak szybko jak się pojawił. Był coraz bardziej zdenerwowany. Kiedy tylko mógł,
wstał, wyszedł i najszybciej jak to możliwe skierował się do jej komnat.
Zapukał. Cisza. Zapukał głośniej. Nadal cisza. Był wściekły i przerażony.
Zabije ją jak tylko otworzy te drzwi cała i zdrowa, a jeśli coś jej się stało,
znajdzie ją, ożywi i zabije jeszcze raz, za to, że kretynka nie uważa. (Cóż,
takie myśli kłąbiły się w głowie naszego Mistrza Eliksirów. Urocze, prawda?) Zaczął
łomotać w drzwi z całej siły i wtedy usłyszał ruch za drzwiami, a po chwili
ona, we własnej osobie stanęła przed drzwiami w samym ręczniku. Nie byłby
mężczyzną, gdyby nie zrobiło mu się gorąco. Dlatego nie zrealizował swoich planów. Zaczął tylko:
- Byliśmy umówieni, Hermiono – powiedział zdenerwowany – nie zjawiłaś się
na śniadaniu, obijam się już do ciebie pół godziny, miałem zamiar już wywarzać
drzwi. Czy tak obowiązkowa będziesz w roku szkolnym? Może lepiej spakuj walizki
i wracaj do swojego starego życia? – warknął. Czekał na jej odpowiedź z bijącym sercem. Byle tylko
nie pomyśli, że naprawdę chce, żeby się wyniosła z zamku.
Wściekła weszła
do swojego gabinetu, w którym już oczywiście był Albus.
- Coś się
stało, moja droga? – spytał spokojnym głosem.
- Nie rozumiem
mężczyzn- krzyknęła – przez całe śniadanie nie tknął jedzenia, tylko patrzył na
drzwi, kiedy się w nich pojawi, kiedy nie przyszła pobiegł do jej gabinetu i
walił w drzwi przez pół godziny. Można by pomyśleć, że mu na niej zależy, ale
oczywiście, kiedy mu otworzył tylko na nią nawrzeszczał i stwierdził, że
powinna wracać, skąd tu przyszła. Coś czuję, że oni nigdy nie będą razem –
ostatnie zdanie powiedziała żałośnie.
- Uspokój się
kobieto – podał jej chusteczkę- najwyżej, ale to nie powód, żeby się mazać. Nie
minęło 24 godziny, od kiedy ona tutaj jest, a ty chcesz, żeby ślub odłosili?
Cierpliwości - odpowiedział
zdenerwowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz