niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdzial 11

Rano nie miała ochoty na śniadanie, kiedy wstała od razu poszła pod prysznic, a później pod biuro dyrektorki. Kiedy zapukała od razu usłyszała zimne:
- Wejść! – więc weszła.
- Dzień dobry – powiedziała spokojnym głosem.
- Dzień dobry, Hermiono. Usiądź – kiedy młoda kobieta usiadła, starsza ciągnęła dalej – jako nauczycielka musisz dawać przykład swoim uczniom. Na razie są wakacje, ale w roku szkolnym powstrzymaj się od obściskiwania na środku miasta z mężczyznami. Nie pouczałam cię na początku, bo myślałam, że nigdy nie przyszłoby ci coś takiego do głowy. Nauczycielka musi dobrze się prowadzić. To wszystko, do widzenia.
- Ale… - nie zdążyła powiedzieć nic więcej bo starsza czarownica wstała i wyszła, więc udała się do siebie.
Siedziała cały dzień i myślała o całym swoim życiu. Z Johnem spotykała się od kilku miesięcy, ale nikomu o tym nie mówła. Poznała go, gdy przyszedł do baru, w którym pracowała. Na początku go wręcz nienawidziła, za jego wyszczekanie i ciągłe fochy, ale później bardzo się do siebie zbliżyli. Przed świętami Bożego    Narodzenia przyszedł pijany do jej mieszkania i wyznał, że ją kocha. Nie potraktowała tego poważnie, myślała, że się z niej nabija, a jak zawsze w tym okresie miała zły humor. Kiedy przyszedł trzeźwy i jej to wyznał nie wiedziała, co zrobić. Zabierał ją na randki, pokazał się z zupełnie innej strony. Dopiero w Wielkanoc postanowiła z nim być, chociaż miała wyrzuty sumienia względem Rona.  
Nawet nie zauważyła, że w tej depresyjnej atmosferze minął jej cały dzień i zaczęło się ściemniać. Położyła się spać i miała nadzieję, że jutro będzie lepiej.
Dni zlewały się w jedną całość, pogoda robiła się coraz gorsza, zbliżał się początek roku szkolnego. Dzień przed cały zamek był przygotowany na przybycie dzieci. Wieczorem Hermiona zastanawiała się jak to wszystko będzie wyglądać od drugiej strony. Przyszykowała sobie bordową szatę i wyobraziła sobie jak Severus jutro pójdzie po pierwszoklasistów. Roześmiała się tak głośno, że nie słyszała pukania do drzwi, dopiero za drugim razem to usłyszała. Wstała i ruszyła ku drzwiom. Otworzyła i nie wierzyła własnym oczom. John.
- Co ty tu robisz, przecież ktoś może cię zobaczyć.
- Też się cieszę, że cię widzę – odpowiedział i wszedł do środka – ładnie się tu urządziłaś, kochanie – zamknął za sobą drzwi i ją pocałował. Po rozpoczęciu roku nie będzie mi już tak łatwo się do ciebie dostać, a ty nigdy nie chcesz zostać u mnie na noc.
- Wiesz dlaczego – powiedziała zdenerwowana.
- Wiem i rozumiem. Wiem też, dlaczego tak bardzo cię to denerwuje, ale znasz moje powody – to była prawda, znała je doskonale – wytrzymaj kochanie dziesięć miesięcy.
- Jaką mam pewność, że za te dziesięć miesięcy po prostu nie znikniesz z mojego życia?
- Pewności mieć nie możesz. Możesz mi tylko ufać. Jednak chcę dać ci coś, żeby ci w tym pomóc – posadził ja na łóżko i przed nią uklęknął.
- Hermiono Granger, kocham cię jak nikogo w życiu, proszę, kiedy minie to dziesięć miesięcy, zostań moją żoną – zza pleców wyciągnął pudełeczko, w którym był śliczny, skromny pierścionek. Dziewczyna nie myśląc rzuciła mu się na szyję, tylko nie przemyślała tego, że mężczyzna przewróci się na ziemię, a ona razem z nim. Pocałowała go namiętnie i szepnęła mu do ucha, że się zgadza. Mężczyna nałożył jej pierścionek na palec i pocałował ją namiętnie. Szybko pozbywali się swoich ubrań, jakby świat miał się zaraz skończyć. Całował każdy milimetr jej ciała tak długo, że oboje nie mogli już czekać, patrząc jej w oczy wszedł w nią.
Rano obudziła się przytulona do niego. Patrzyła jak pięknie wygląda, kiedy śpi. Nie widziała go tak jeszcze nigdy. Spojrzała na zegarek na szafce i nie wierzyła. Już 15. Już 15? Już 15! Zaraz przyjadą dzieciaki, a ona ledwo oczy otworzyła. Zerwała się z łóżka i wskoczyła pod prysznic. Dobrze, że chociaż nie musiała ściągać ubrań,  bo żadnych na sobie nie miała. Rzadko kiedy tak bardzo cieszyła się, że jest czarownicą jak teraz. Kropla eliksiru, kupionego na wakacjach we Francji wystarczyła, żeby jej włosy były idealnie proste, a kilka ruchów różdżki sprawiło, że miała ładny i delikatny makijaż. Założyła jeszcze ubrania, które przygotowała wczoraj i wróciła do sypialni. Oczywiście mężczyzny już nie było. Zeszła szybko do Wielkiej Sali i zastała tam wszystkich nauczycieli oprócz Snape’a.
- Dzień dobry Hermiono, usiądź. Czekamy jeszcze Severusa. Może coś się stało, on nigdy się nie spóźnia.
- Może poszedł pod bramę? – zapytał ktoś.  W tej samej chwili do Sali wszedł Snape.
- Gdzie ty byłeś? Powinieneś już iść po dzieci – warknęła Minerwa.
-  Już idę, Hagrid dopiero poszedł na stację. Pociąg miał opóźnienie.
- No dobrze. Bądź miły, te dzieci się stresują – na te słowa mężczyzna zaśmiał się złośliwie.
- Nie jestem niańką. Ktoś inny może po nich iść.

- Severusie, taka tradycja, wiesz o tym doskonale- próbowała uspokoić go dyrektorka, ale on nawet tego nie skomentował, po prostu wyszedł.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Rozdzial 10

Stała nago przed lustrem w sypialni i patrzyła w swoje odbicie. Delikatny makijarz, włosy spięte w luźnego koka z wyciągniętymi kosmykami dookoła twarzy. Na łóżku leżało pół szafy ubrań. Jak to kobieta, nie umiała się zdecydować w co się ubrać. Na początku myślała o długiej, czerwonej szacie, krojem przypominającej suknię, ale stwierdziła, że to zbyt wyzywające. Później przeskoczyła w skrajność, czarną, prostą szatę – jak zakonnica. Może sukienkę? Miała kilka mugolskich, mała czarna? Odpada. Po pół godziny przymierzania ciuchów na łóżku zostały dwie sukienki. Jedna kremowa bombka i butelkowozielona, bez ramiączek z paskiem pod biustem. Zdecydowała się na tą zieloną, czarne szpilki i czarną marynarkę. Najpierw założyła seksowną, czarną bieliznę – nie, żeby planowała zaciągnąć go do łóżka, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Kiedy skończyła się szykować miała tylko 10 minut na dotarcie do Trzech Mioteł. Szła więc najszybciej jak potrafiła. Dokładnie o 20.00 weszła do baru i zobaczyła go przy stoliku. Podeszła do niego:
- Hej, jak zawsze przed czasem – zaśmiała się.
- Dobry wieczór, jak zawsze spóźniona – powiedział ponuro. Ton głosu zupełnie nie pasował do jego wyglądu. Wysoki, muskularny, ale nie za bardzo, brązowe włosy i ciepłe, zielone oczy, których kolor przywodził na myśl lato i drzewa w lesie. Dobrze ubrany, chociaż w mugolskich dżinsach, koszuli i sportowej marynarce. Każdej dziewczynie mógł się spodobać.
- Nie przesadzaj, jestem dokładnie o czasie. Jak Ci minął dzień? – zapytała z uśmiechem i skrzącymi oczami. Widać było, że jest zakochana. Zresztą z wzajemnością, bo on patrzył na nią podobnie.
- Tradycyjnie, a tobie? Tęskniłem za tobą – szepnął.
- Ja za tobą też – odpowiedziała równie cicho cała czerwona.
- Spacer? Później możemy coś zjeść, jeśli jesteś głodna, ale nie mogę doczekać się, aż cię wezmę w ramiona – szepnął. Dziewczyna skinęła tylko głową i wstała. Kiedy tylko wyszli z baru przycisnął ją do ściany i z całej siły pocałował. Całowali się tak kilka minut zapominając o całym świecie, aż ktoś wyszedł z baru. Oderwali się od siebie i zobaczyli Minerwę McGonagall.
- Dobry wieczór, Minerwo – powiedziała, kiedy zobaczyła, że starsza czarownica na nią patrzy.
- Dobry wieczór – powiedziała, a w jej głosie słychać było, że jest zdenerwowana – i dobranoc. Proszę, przyjdź jutro do mojego gabinetu – odeszła szybko.
- Chyba będziesz miała problemy, przepraszam, powinniśmy iść w bardziej ustronne miejsce.
- To też moja wina. Nie wiem jak jutro spojrzę jej w oczy.
- Chodźmy do mnie, zrobiłem kolację –  poszli.
- Szła jeszcze bardziej wściekła niż rano. Teraz to już na pewno nie było szans, żeby oni byli razem. Ciekawe co Albus na to. Oczywiście cieszyła się, że dziewczyna szczęśliwa, ale dlaczego nie mogło być tak, jak oni chcieli.

Wróciła do swoich komnat nad ranem. Była najszczęśliwszą kobietą na świecie i nic nie mogło zepsuć jej tego szczęścia. A później przypomniała sobie o dzisiejszej rozmowie z Minerwą. Miała tylko nadzieję, że jej nie wyrzuci.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdzial 9

Weszła do pokoju i rozejrzała się krytycznie. Był to gabinet, stało w nim tylko biurko, dwa krzesła i regał na książki. Kilkoma zaklęciami nadała ścianom barwy Gryfindoru, półkę zapełniła książkami, jedno krzesło zamieniła w dużo wygodniejsze, a szuflady biurka zapełniła piórami i pergaminami. Następnie przeszła do drugiego pokoju. Był to salon, ale wyglądał jak byłby remontowany ostatni raz 50 lat temu. Stwierdziła, że nada mu charakter drewnianej chatki i tak zrobiła, sypialnie i łazienkę zrobiła w podobnym stylu, ale zostawiła wannę jeszcze lepszą niż w łazience prefektów, tylko dołożyła drewniane wykończenie. Kiedy skończyła „remont” była już 23.00, a następną godzinę zajęło jej wypakowywanie swoich rzeczy. Po tym wszystkim stwierdziła, że należy jej się odprężająca kąpiel. Rozebrała się w sypialni i poszła do łazienki, jednym ruchem różdżki zapaliła świeczki i włączyła odprężającą muzykę. Tak zasnęła.
Obudziło ją głośne pukanie do drzwi, wyszła z zimnej już wody, wzięła ręcznik i pobiegła otworzyć drzwi. Stał w nich nie kto inny jak Mistrz Eliksirów.
- Byliśmy umówieni, Hermiono – powiedział zdenerwowany – nie zjawiłaś się na śniadaniu, obijam się już do ciebie pół godziny, miałem zamiar już wywarzać drzwi. Czy tak obowiązkowa będziesz w roku szkolnym? Może lepiej spakuj walizki i wracaj do swojego starego życia? – warknął.
- Przepraszam, zasnęłam w wannie, wejdziesz? – otworzyła szerzej drzwi i się cofnęła, kiedy wszedł, zamknęła za nim drzwi i powiedziała – pójdę tylko zarzucić coś na siebie, rozgość się – i poszła do sypialni. Założyła zwykłą, prostą, ciemnobordową szatę i do niego wyszła.
- Już jestem – powiedziała zanim zauważyła kanapki i sok dyniowy na stole – co to?
- Skoro zaspałaś nie jadłaś śniadania, nie było cię też wczoraj na kolacji, więc jestem pewien, że jesteś głodna. Zresztą ja też. – wziął kanapkę – więc tak, mam tutaj proponowany plan lekcji, jeśli potrzebujesz, możesz nanieść poprawki – podał jej kartkę , popatrzyła i odpowiedziała:
- Wszystko jest ok.  Pasuje mi.
- Świetnie, jutro po obiedzie wszyscy będą omawiać godziny i dni dyżurów, więc bądż, ponadto dyrektor poda nam nazwiska prefektów, a opiekunowie domów podadzą nazwiska kapitanów drużyn, za ciebie poda Minerwa, ponieważ nie znasz jeszcze uczniów. Chcesz coś wiedzieć?
- Nie trzeba, wszystko wyjaśniłeś doskonale, dziękuję za śniadanie.
- Nie ma za co. Miłej randki dzisiaj – uśmiechnął się drwiąco.
- Dziękuję – spłonęła rumieńcem.
- Więc na razie Hermiono – wstał – do zobaczenia – wyszedł, powiewając swoją standardową peleryną.

 Idąc do swoich komnat przypomniał sobie dzisiejszy poranek.
Wstał wcześnie i jak zwykle poszedł biegać, później po prysznicu i założeniu czystego ubrania szedł szczęśliwy na śniadanie. Oczywiście bycie szczęśliwym, w jego przypadku nie oznaczało bieganie i podskakiwanie w drodze do Wielkiej Sali, lub co gorsza szeroki, kretyński uśmiech. Z wyglądu nikt nie mógł tego zobaczyć. Czuł się taki w środku. Wszedł do Sali i usiadł na swoim miejscu, nie było jej jeszcze. Po kilku minutach zeszli się wszyscy, a jej dalej nie było. Zaczął się niepokoić. Co prawda wojna skończyła się dawno temu, ale nigdy nic nie wiadomo. Nie mógł tknąć jedzenia. Oczywiście nikomu nic nie powiedział, nikt by nie wziął na poważnie jego obaw. Sami kretyni w tym zamku. Jego dobry humor zniknął tak szybko jak się pojawił. Był coraz bardziej zdenerwowany. Kiedy tylko mógł, wstał, wyszedł i najszybciej jak to możliwe skierował się do jej komnat. Zapukał. Cisza. Zapukał głośniej. Nadal cisza. Był wściekły i przerażony. Zabije ją jak tylko otworzy te drzwi cała i zdrowa, a jeśli coś jej się stało, znajdzie ją, ożywi i zabije jeszcze raz, za to, że kretynka nie uważa. (Cóż, takie myśli kłąbiły się w głowie naszego Mistrza Eliksirów. Urocze, prawda?) Zaczął łomotać w drzwi z całej siły i wtedy usłyszał ruch za drzwiami, a po chwili ona, we własnej osobie stanęła przed drzwiami w samym ręczniku. Nie byłby mężczyzną, gdyby nie zrobiło mu się gorąco. Dlatego  nie zrealizował swoich planów. Zaczął tylko:
- Byliśmy umówieni, Hermiono – powiedział zdenerwowany – nie zjawiłaś się na śniadaniu, obijam się już do ciebie pół godziny, miałem zamiar już wywarzać drzwi. Czy tak obowiązkowa będziesz w roku szkolnym? Może lepiej spakuj walizki i wracaj do swojego starego życia? – warknął. Czekał  na jej odpowiedź z bijącym sercem. Byle tylko nie pomyśli, że naprawdę chce, żeby się wyniosła z zamku.
Wściekła weszła do swojego gabinetu, w którym już oczywiście był Albus.
- Coś się stało, moja droga? – spytał spokojnym głosem.
- Nie rozumiem mężczyzn- krzyknęła – przez całe śniadanie nie tknął jedzenia, tylko patrzył na drzwi, kiedy się w nich pojawi, kiedy nie przyszła pobiegł do jej gabinetu i walił w drzwi przez pół godziny. Można by pomyśleć, że mu na niej zależy, ale oczywiście, kiedy mu otworzył tylko na nią nawrzeszczał i stwierdził, że powinna wracać, skąd tu przyszła. Coś czuję, że oni nigdy nie będą razem – ostatnie zdanie powiedziała żałośnie.

- Uspokój się kobieto – podał jej chusteczkę- najwyżej, ale to nie powód, żeby się mazać. Nie minęło 24 godziny, od kiedy ona tutaj jest, a ty chcesz, żeby ślub odłosili? Cierpliwości  - odpowiedział zdenerwowany. 

sobota, 9 kwietnia 2016

Rozdzial 8

Od imprezy czas leciał bardzo szybko. Jutro wyjeżdżała. Udała się jeszcze na Pokątną, żeby kupić kilka potrzebnych książek, o których wcześniej zapomniała. Teleportowała się i stanęła w pełnym słońcu, robiąc zakupy spotkała Snape’a.
- Dzień dobry – uśmiechnęła się. Miała świetny humor dzięki tej pogodzie.
- Witaj Hermiono, kiedy się przeprowadzasz? – zapytał.
- Chciałam dzisiaj wieczorem, jeśli to nie problem, w końcu od jutra muszę być w zamku.
- Oczywiście, twoje komnaty już czekają gotowe. Możesz być o 18? Zaprowadze cię i omówimy kilka spraw.
- Oczywiście, jesteśmy umówieni. – odpowiedziała i odeszła. Sprzedawca, dawny uczeń Hogwartu patrzył na tę scenę z lekko otwartymi ustami, że niby Snape potrafi rozmawiać jak człowiek? Coś nowego.
Hermiona odeszła szczęśliwa nucąc pod nosem, po zakupach teleportowała się prosto do domu, gdzie już kończyła się pakować. Nagle usłyszała pukanie dzioba w szybę, była to zwykła, brązowa sowa, otworzyła okno i odwiązała list. Chwilę uspokajała kołatające serce i dopiero później zaczęła czytać:
Droga Hermiono,
Miałabyś czas i ochotę spotkać się ze mną jutro o 20.00 na kawę w Hogmesade? Myślę, że Trzy Miotły, to idealne miejsce, a później możemy się przenieść gdzieś indziej.
John
Nie musiała zastanawiać się ani minuty, ba, nawet sekundy. Oczywiście chciała się z nim spotkać. Szybko znalazła kawałek pergaminu,  pióro i atrament i odpisała.
John,
Bardzo chętnie się z Tobą spotkam. Już nie mogę się doczekać.
Do zobaczenia
Hermiona
Odesłała list tą samą sową i wróciła do przygotowań. Spakowane walizki zaklęciem odesłała do zamku i zrobiła sobie herbatę. Od jutra to już nie było jej mieszkanie, dlatego rozejrzała się czy nie zapomniała czegoś. Całe mieszkanie było puste. Został tylko jej kubek. Przypomniała sobie minę właściciela, kiedy rezygnowała z mieszkania. Wiedziała, że nie był zadowolony. Trudno będzie znaleźć tak spokojnego lokatora na jej miejsce. O 17.30 teleportowała się przed bramę zamku. Wymruczała zaklęcia i przeszła przez bramę. Severus już na nią czekał.
- Dobry wieczór Hermiono. Jak ci minął dzień?
- Dobrze, dziękuję, a tobie?
- Mi również – odpowiedział i zaprowadził ją na piąte piętro, gdzie znajdował się jej gabinet, a w nim przejście do jej komnat.
- Zostawię Cię dziś samą, żebyś mogła się tu zadomowić. Moglibyśmy spotkać się jutro po śniadaniu? Będziemy musieli omówić plan lekcji i dyżury. Co powiesz na pokój nauczycielski?
- Jasne, nie ma sprawy. Dobranoc – uśmiechnęła się.

- Dobranoc – poczekał aż zamknęła za nim drzwi i poszedł do siebie.

czwartek, 7 kwietnia 2016

Rozdzial 7

Przepraszam, ze tak dlugo. Postanowilam ruszyc teraz z fabula i mam juz w glowie plan calej opowiesci, wiec powinno pojsc znacznie szybciej. Nie bedzie to dlugie, nie mam talentu do dlugich opowiadan, ale moze pozniej napisze cos innego na tym samym blogu. Mam juz gotowy nastepny rozdzial, a w nim, ciekawostki. Wrzuce go za kilka dni i w tym czasie postaram sie napisac nastepny



Harry się popisał. Salon powiększył do rozmiarów Wielkiej Sali, a w każdym kącie paliły się świeczki. W niektórych miejscach z sufitu zwisały lampy dające przytłumione światło. Rozejrzała się i zauważyła, że zaprosił wszystkich znajomych ze szkoły, również nauczycieli. Zastanawiała się czy Snape też tu jest, rozglądała się szukając go i znalazła, a jakże, w najciemniejszym kącie. Przywitała się ze wszystkimi i podeszła do organizatora.
- Hej – uściskali się – świetnie to urządziłeś.
- Starałem się. W końcu moja przyjaciółka wróciła do świata – zaśmiał się, na co dostał kuksańca w bok. Dziwnie się tu czuła, co chwila ktoś chciał z nią zatańczyć. Często napotykała spojrzenie Snape’a, który stał cały czas w tym samym miejscu. Jednak, gdy następnym razem tam spojrzała nie było go.
- Zatańczy pani ze mną? – usłyszała za swoimi plecami głos, którego pomylić się nie da.
Odwróciła się.
- Skoro pan nalega, profesorze – odpowiedziała. W głowie miała milion myśli. Ale najważniejsza brzmiała „co on do cholery ode mnie chce?!”. Zaczęli tańczyć, musiała przyznać, że to potrafi. Dziękowała Bogu, że jest on taki wysoki, bo nie musiała patrzeć mu w oczy.
- Hermiono, proszę, pomóż mi rozwiązać zagadkę – powiedział swoim zmysłowym głosem.
- Jjj – potrząsnęła głową –  jaką profesorze? –  odpowiedziała już normalnym głosem. Przecież nie mogła się przy nim jąkać jak pierwszoklasistka.
- Co jest w tobie tak wyjątkowego, że nie mogę przestań o tobie myśleć? – zapytał tym samym głosem co wcześniej. Dziewczyna poczuła, że nogi zmieniają się jej w rozpuszczone masło, gdzieś tam w głowie tliła się myśl, że nie może się zbłaźnić przy tym człowieku. Przy każdym, tylko nie przy nim.
- Poprosił ją do tańca – Ginny podskakiwała jak nastolatka mówiąc te słowa do Minerwy.
- Widzę, widzę. Zobaczymy co z tego wyniknie.
- Kobiety – mruknął Albus pod nosem. – Przecież to nie wynika z żadnego uczucia, raczej z rządzy wiedzy Severusa. Jeszcze wiele czasu upłynie zanim będą tańczyć zakochani.
- Tak? To spójrz, jaka ona jest czerwona, dziewczyna ledwo stoi, dalej myślisz, że nie ma w tym uczucia? – Minerwa nie dawała za wygraną.
- Sama często się przy nim czerwienisz, czyżbyś go kochała? – odparował.
- Chyba raczej chciała go zamordować – zachichotała. Ginny patrzyła na ich rozmowę z wielkimi oczami i zastanawiała się czy oni nie mają się ku sobie.
- Lepiej spójrzcie na nich, Hermiona wygląda już całkiem normalnie.
- To mądra dziewczyna – uśmiechnęła się dyrektorka.
- Dyrektorze, jak pan myśli, ile będziemy potrzebować na to czasu? – zapytała, chciała, żeby jej przyjaciółka była wreszcie szczęśliwa.

- Jeśli nie uda nam się do końca roku szkolnego, myślę, że nic z tego nie wyjdzie. A teraz panie wybaczą, ja już pójdę, jestem za stary na takie imprezy. – pożegnał się z nimi i wyszedł. A one dalej plotkowały i nie zdawały sobie sprawy z konsekwencji swoich działań. 

niedziela, 21 lutego 2016

Rozdzial 6

Wiem, że krótki. Wiem, że długo nie było. Przepraszam. Następny post za tydzień – sobota, lub niedziela. I w następnym – impreza. 


Do wieczornej imprezy miały jeszcze troche czasu, więc Ginny nalegala na zakupy.
- Hermiono, obiecałaś. Zresztą nie masz w czym iść dzisiaj na imprezę. Nie masz w czym uczyć w szkole. Chcesz uczyć dzieciaki w mugolskich ciuchach? Wyśmieją cię.
- No już dobrze. Chodźmy.
- Czemu masz taki dziwny humor?
- Jak dziwny? Normalny. Chodźmy- więc poszły. Ginny nawybierała Hermionie tyle szat, butów, płaszczy, że starsza dziewczyna bała się, że nie zmieszczą się do jej szafy. Po wszystkim udały się na obiad. Czekając na zamówienie Hermiona postanowiła zwierzyć się przyjaciółce.
- Snape zaprosił mnie na herbatę. Dlatego byłam taka oszołomiona.
- Hermiono, ale co cię tak oszołomiło. Przecież będziecie razem pracować. To bardzo miłe z jego strony, że chce cię lepiej poznać – powiedziała to od niechcenia, ale widać było, że oczy jej świecą. Niestety jej przyjaciółka tego nie zauważyła – powinnaś się zgodzić. Zgodziłaś się?
- Uciekłam – odpowiedziała cała czerwona. W tej sytuacji Ginny nie mogła zdradzić, że jest on zaproszony na dzisiejszą imprezę, o czym rozmawiały z Minerwą wcześniej. Musiała do niej napisać.
- Dobra, Miona. Idziemy do ciebie. Musimy się przygotować – zapłaciła za dwie, mimo protestów przyjaciółki i wyszły. Szybko teleportowały się do domu starszej dziewczyny. Ginny zaczęła malować, czesać i wybierać ubrania Hermionie. Po kilku godzinach, obie wyglądały obłędnie. Hermiona miała proste włosy, dość mocno podkreślone oczy, śliczną, chabrową sukienkę przed kolano i beżowe szpilki. Ginny za to, mocno kręcone włosy, zieloną sukienkę i zółte szpilki.

Co go podkusiło, żeby zgodzić się na udział w tej durnej imprezie? Tam będą same dzieciaki w wieku Granger. I ta idiotka. Uciekła. No uciekła. Wiedział, że najprzystojniejszym mężczyzną na świecie to on nie jest, ale mogła odmówić w jakiś normalny sposób. Zaczynał mieć tego dość. Po co mu wiedzieć, co siedzi w głowie tej smarkuli? Chyba zaczął się starzeć. Dzisiejszy wieczór będzie idealny do uświadomienia sobie, że nie ma w niej nic szczególnego. Wiecznie ta sama, zakopana w książkach Wiem To Wszystko. Nie pamiętał od kiedy o niej myśli. W sumie już dość długo. Nie mógł sobie przypomnieć od kiedy. Ach. Co za różnica. Dzisiaj zobaczy, że nie ma czym się interesować. Włożył swoje nieśmiertelne szaty i był gotowy.
Siedzieli w jej gabinecie i rozmawiali. Przed chwilą dostali patronusa od Ginny. To był cudowny pomysł, żeby zwerbować ją do zespołu.
- Wszystko idzie po naszej myśli. Nie wierzę, że tak łatwo nam się udaje – powiedziała.
- Spokojnie, Minerwo. Jeszcze nic się nie stało – uspokajał ją.
- Zaprosił ją na randkę. Na randkę, rozumiesz?
- Zachowujesz się jak szesnastolatka. Zaprosił ją tylko na herbatę. Ona odmówiła.
- Ale oboje będą dzisiaj na przyjęciu.
- Tak, to jest nasza szansa. Ginewra wie co robić?
- Tak.

- Więc świetnie, Możemy iść – wyszli razem z zamku i udali się poza bramy Hogwartu, skąd się teleportowali oglądać przedstawienie.

środa, 20 stycznia 2016

Rozdzia 5

Razem z Ginny teleportowała się do Hogmesade. Spojrzała na zegarek, miała jeszcze pół godziny, ale wolała być wcześniej. Niektóre przyzwyczajenia nie znikały.
- Pójdę do Trzech Mioteł, napiję się piwa czekając na ciebie – powiedziała Ruda – powodzenia.
- Nie dziękuję, do zobaczenia – odpowiedziała tylko i poszła w stronę zamku. Nie szła długo, aportowały się blisko bramy. Szybko weszła do zamku i przed sobą zobaczyła Mistrza Eliksirów. Zdziwiona nie zdążyła nic powiedzieć.
- Dzień dobry, Hermiono – powiedział, na co ona zdziwiła się jeszcze bardziej, czy to sen? – Proszę za mną, podpiszemy umowę.
- Dzień dobry, profesorze – w porę odzyskała zdolność mówienia – miałam rozmawiać z profesor McGonagall.
- Nie ma jej w zamku – odpowiedział – zotałem zmuszony podpisać z tobą umowę i wyjaśnić ci wszystko. Po pierwsze, myślałem, że jesteś wystarczająco inteligentna, żeby zauważyć, że wszyscy nauczyciele zwracają się do siebie po imieniu. Widocznie się myliłem – powiedział spokojnym, sarkastycznym głosem.
- Jeszcze nie jestem nauczycielką – powiedziała jedyne, co jej przyszło do głowy.
- To jest już kwestia kilku minut – otworzył drzwi do swojego gabinetu i puścił ją przodem. Weszła do środka. Nie wiedziała czy chce tu uczyć. Nie rozumiała tego człowieka. Dlaczego raz ją wyśmiewa, jakby dalej miała 17 lat, a za chwilę jest uprzejmy. Człowiek zagadka – usiądź – więc usiadła. Żadne z nich się nie odzywało przez kilka minut.
- Prof.. to znaczy Severusie – smakowała na języku jego imię przez kilka sekund – co u umową?
- Proszę, oto ona – powiedział wręczając jej papiery – zapoznaj się z nią.
Przez chwilę wertowała papiery, czując jak się jej przygląda. Kiedy skończyła czytać uniosła wzrok.
- Mogę prosić o pióro? – podał jej bez słowa i patrzył jak zgrabnym pismem się podpisuje.
- Zanim pójdziesz pokażę ci twoje kwatery. Masz swój gabinet, salon, łazienkę, łazienkę i pracownię. Oczywiście wszystko możesz dostosować do swojego gustu. Zapraszam – wstał i jak przy wejściu otworzył jej drzwi, kiedy wyszła poprowadził ją na piąte piętro.
- Cieszysz się, że wróciłaś do zamku? – zapytał, kiedy szli.
- Tak, oczywiście – odpowiedziała tylko. Mężczyzna zauważył, że tak szybko jej nie rozgryzie. Cóż, ma czas.  Wpuścił ją do jej komnat i wszystko pokazał. Myśląc przy tym, że musi użyć mocniejszych środków.
- Dziękuję Severusie – powiedziała. Chyba chciała już iść. Nie tak szybko – pomyślał.
- Rok szkolny zaczyna się 1 września, co oczywiście wiesz, ale nauczyciele przyjeżdżają dokładnie za miesiąc, 15 sierpnia. Ponadto do 1 sierpnia musimy przsłać listy podręczników, jakich będziemy używać.
- Dobrze. Chociaż myślę, że nie będę zmieniać podręcznika, którego używała
- Minerwa – dokończył za nią – to dobry pomysł, tak myślę. Jeszcze jedno.
- Słucham? – spytała.
- Napiłabyś się ze mną herbaty któregoś dnia? – spytał jakby się bał jej odpowiedzi.
- Zastanowię się – odpowiedziała nieco chłodniej – do widzenia – ominęła go i zeszła po schodach. Mężczyzna wrócił do swoich komnat i głośno zaklął.
- Kur** spłoszyłem ją.
**************************************
Dziewczyna szybko wyszła z zamku. Nie wiedziała co myśleć. Co ten Snape wyczynia. Jeszcze to zaproszenie. Że niby randka? Czy źle zrozumiała. Będzie miała o czym myśleć. Może Ginny jej pomoże rozwiązać tę zagadkę. Wchodząc do Trzech Mioteł ujrzała Rudą rozmawiającą z profesor McGonagall.
- Dzień dobry, pani profesor.
- Dzień dobry, Hermiono, mów mi po imieniu, Severus chyba ci wszystko wyjaśnił? Przepraszam, że nie mogłam tego zrobić osobiście, ale dopiero wróciłam i po drodze spotkałam Ginnewrę. No, będę już szła. Do zobaczenia Ginny, Hermiono.
- Do widzenia – odpowiedziała Hermiona.

- Do zobaczenia – pomachała jej Ginny.

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 4

W następnym rozdziale konfrontacja :)

Wstała rano z szatańskim uśmiechem na twarzy, jakiego przez te wszystkie lata życia nikt na jej twarzy nie widział i nikt nie zobaczy. Severus myślał, że jest mistrzem ukrywania emocji. Może i jest w tym dobry, ale ona na pewno lepsza. Miała więcej czasu, żeby się tego nauczyć. Za to nikt nie wymyślał lepszych planów niż Albus. Czasem zastanawiała się skąd on to wszystko wiedział. Miał takie informacje, jakich nikt inny nie miał. Wiedział o związku panny Granger i Weasleya, wiedział, że Ginnewra wiedziała. Skąd? Nigdy nie chciał jej powiedzieć. Powoli wstała z łóżka, wzięła prysznic, zjadła śniadania i popatrzyła na zegarek. Już 11. Czas najwyższy zabrać się do działania.
Severusie, ważne obowiązki zatrzymały mnie w Londynie, mógłbyś dzisiaj o 15.00 podpisać umowę z panną Granger? Wszystkie dokumeny prześlę Ci, jak tylko się zgodzisz.
Miłego dnia
Minerwa
Wiedziała, że się zgodzi. Oczywiście, nie z poczucia obowiązku, ale z ciekawości. Panna Granger interesowała go choć temu zaprzeczał. Dlaczego tak zdolna wiedźma, mimo wygranej wojny ukryła się w mugolskim świecie? Będzie próbował ją dziś rozszyfrować. Jeśli nie dziś to później. Na tym opierał się plan Albusa. A im dłużej nie będzie mu to wychodziło, tym bardzij będzie się starał. Bo Severusa wcale nie jest tak trudno rozszyfrować, jeśli zna go siętyle lat. Wszystko go interesuje i wszystko musi wiedzieć. Tylko, że czasami działa to na jego niekorzyść.


Wstał wcześnie jak zwykle. Dokładnie o 6.00 biegał, żeby zachować sprawność. Później brał prysznic, jadł śniadanie i w zależności, czy były to wakacje, czy rok szkolny miał czas na własne eksperymenty, albo uczył tumanów. Poszedł do pracowni i zajął się produkcją nowego eliksiru. Jeśli mu się powiedzie z tym projektem świat będzie dużo lepszy. Zachichotał, (tak, wbrew pozorom straszliwy mistrz eliksirów też to potrafi) nikt nigdy nie podejrzewał i raczej nie podejrzewa, że on może chcieć zmienić świat na lepsze. No może z wyjątkiem Dumbledore’a, ale on obiecał, że nikomu tego nie zdradzi. Kochał to uczuci, ze zwykłych składników tworzyć coś niesamowitego, to była prawdziwa magia.  Jego spokój zakłóciła brązowa sowa, szarpiąca go za pelerynę. Takie małe, a tyle siły. Odwiązał liścik i przeczytał. No cudownie. Jaką ona jest dyrektorką, jeszcze dobrze nie zaczęła a już zwala na niego swoje obowiązki. Jeszcze ma zająć się tą idiotką Granger. Chociaż z drugiej strony. Ciekawiło go, dlaczego odeszła ze świata magii i teraz wraca. Może, jeśli dowie się dziś co nią kierowało, ta przeklęta dziewczyna wyjdzie z jego głowy i będzie mógł w spokoju zająć się swoim eliksirem.
Minerwo, oczywiście nie nauczyłaś się jeszcze planować obowiązków? Miałaś na to tyle lat, kiedy byłaś wicedyrektorką. Jeśli to takie WAŻNE to załatwię to dziś. Wyślij mi te przeklęte papiery.
SS

Nie mógł nie pozwolić sobie na trochę uszczypliwości. Powinna się cieszyć, że się zgodził, w końcu ma wakacje.  Bardzo szybko dostał odpowiedź od Minerwy ze wszystkimi papierami. Była już 12.00. Miał trzy godziny, żeby wymyślić jak wyciągnąć od niej informacje. Chociaż, to tylko gryfonka, oni są tak transparentni, że wystarczy mu kilka minut. W sumie już miał pomysł. 

piątek, 15 stycznia 2016

Rozdział 3

15 lipca wstała bardzo wcześnie. Potrzebowała czasu, żeby się przygotować. Mimo wszystko minęło kilka lat odkąd widziała się z profesor McGonnagal. Nałożyła na włosy odżywkę „ulizanna” wspominając jednocześnie, kiedy nakładała ją pierwszy raz. Szkoda, że nie da się cofnąć czasu i to wszystko zmienić. Może Ron by żył. Nie chciała tego teraz roztrząsać. Włączyła radio, zrobiła śniadanie mugolskim sposobem – to ją uspokajało.  Jedząc słuchała muzyki. Tak dobrze. Ciężko będzie się przestawić  z tej błogiej ciszy do hałasu w Wielkiej Sali. Chociaż to tylko mały minus. No i był jeden większy. Towarzystwo Snape’a. Harry spotkał go kilka razy po wojnie. Jego charakter, jeśli się zmienił, to tylko na gorsze. Będzie silna. Nie pokaże nikomu jak cierpi. Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Kogo niesie o 8 rano? Podeszła i wyjrzała przez wizjer. Tą rudą grzywę nie można było pomylić z nikim. Otworzyła. Ginny rzuciła jej się na szyję i przysłosiła jej widok na świat.
- Czemu nie powiedziałaś, że zgodziłaś się zostać nauczycielką?  Minerwa sama nas poinformowała. Masz już przygotowane ubrania?
- Cześć Ginny, co ty tutaj robisz o tej porze? – przerwała potok Rudej.
- Jak to co, zostawiłam dzieciaki u mamy i przyszłam pomóc ci w przygotowaniach. Później idę z tobą do zamku, a później idziemy na zakupy. Przecież musisz jakoś wyglądać, kiedy już będziesz uczyć.
- Ginny, mam wszystko. Chciałam wstąpić tylko po kilka nowych książek, żeby przygotować materiał, jeśli dostanę tę posadę.
-Jeśli dostaniesz? Przecież to jest pewne. Musimy kupić ci nowe szaty – otworzyła jej szafę bez pytania i zaczęła przeglądać ubrania – przecież ty nie masz w co się ubrać, masz, przyniosłam ci coś na dzisiaj, to Kate – i jej i tobie ładnie w bordowym, no i to kolor Gryfindoru – uśmiechnęła się i podała pakunek. Starsza dziewczyna rozpakowała i przyjrzała się szacie. Bordowa, prosta, ale elegancka, deliktnie obszyta złotą nicią. Nie sądziła, że Kate może mieć coś tak klasycznego. Zawsze kojarzyła ją z modowymi trendami, chociaż w porównaniu do Fleur…
- Ładna, ale Kate wie, że pożyczyłaś?
- Pewnie, że wie. Kazała życzyć ci powodzenia dzisiaj, niestety sama nie mogła przyjść. Wiesz, w ósmym miesiącu ciąży z bliźniakami… ciężko jej – odpowiedziała cały czas się szczerząc. Cała Ginny, przez 13 lat od ukończenia szkoły nic się nie zmieniła, mimo dwójki dzieci.- Harry kazał cię uściskać i przekazać,  że dzisiaj o 20.00 impreza u nas i musisz przyjść.
- Ginny, ja nie dam rady, nie potrafie.
- Ach, przestań się już nad sobą użalać. Będzie fajnie  - zaparzyła sobie wodę na kawę i ciągnęła dalej – tak dawno nie mieliśmy okazji świętować, do tego spędzimy cały dzień razem. Zawsze byłyśmy jak siostry – zrobiła smutną minkę, biorąc ją na litość.
- No ok. Ale ja nie mam się w co ubrać – dalej szukała wymówek.
- I ten stan rzeczy dzisiaj zmienimy.
- Ale…
- Nie mów, że nie masz pieniędzy. Zresztą ja stawiam, muszę ci się wreszcie odwdzięczyć za te wszystkie prace, które oddawałaś mi w szkole.
- Nie musisz, Ginny, wiesz, że to nie dla mnie. Nie lubie imprez, a odkąd… odkąd Ron zginął, naprawdę nie mam  do tego serca. – Ruda popatrzyła na nią współczująco i ją przytuliła.
- Wiesz, że on sam by cię namawiał na tą imprezę. Chciałby, żebyś żyła normalnie. Minęło 11 lat.
- Wiesz, Ginny, my mieliśmy się pobrać zaraz po wojnie.                Przed bitwą dał mi obrączki, powiedział, że on zawsze wszystko gubi, a u mnie będą bezpieczne – popłakała się- nie mówiłam tego nikomu. Nie wiem dlaczego. Wszystko trzymałam w sobie. Nikt nawet nie wiedział, że ze sobą jesteśmy. Była wojna, mieliśmy ważniejsze sprawy na głowie niż uczucie. Dopiero po jego śmierci zrozumiałam, jak dużo przez to straciliśmy.
- Ja wiedziałam – odezwała się poważnym głosem druga dziewczyna – powiedział mi dużo wcześniej. Prosił, żebym się tobą zajęła, jeśli coś mu się stanie. Musisz zacząć żyć, dziewczyno, myślisz, że by mu się to podobało, co ty teraz robisz? Że ukryłaś się przed światem i żyjesz jak pustelniczka? On chciał, żebyś była szczęśliwa. Po to zginął, żebyśmy mogli żyć w świecie bez Voldemorta, po to wszyscy zginęli. Uśmiechnij się, wyjdź do ludzi. Już czas. – przytuliła ją mocniej i poczekała aż przestanie płakać – no, a teraz idź umyć twarz. Weźmiemy się za ciebie. – wygoniła ją do łazienki. Hermiona myjąc twarz myślała o tym jak wiele, w tym co Ginny mówiła było prawdą. Ron kochał zabawę, imprezy. Nie chciałby, żeby całe życie siedziała na kanapie i wypłakiwała sobie oczy. Wróciła do salonu już w lepszym humorze.
- Masz racje, dziś zakupy i impreza. Muszę zacząć żyć i wreszcie zacząć wydawać kasę zaoszczędzoną przez te 13 lat – uśmiechnęła się.
- Świetnie – Ruda aż klasnęła dłońmi – więc punkt pierwszy, makijarz na rozmowę.

Dziewczyny miło spędziły czas aż do rozmowy, Hermiona wyglądała ładnie i elegancko. Musiała przyznać, że sama nie dałaby rady tak się wyszykować. I na pewno lepiej się czuła, kiedy powiedziała przyjaciółce wszystko, co jej leżało  na sercu. Teraz mogła zacząć nowe życie.

piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 2

Obudziła się ze snów pełnych przeszłości jeszcze przed świtem. Usiadła na parapecie okna i czekała na wschód słońca. Nie wiedziała co robić. Wrócić do Hogwartu czy nie? Zapatrzyła się we wschodzące słońce. Może nadszedł czas, żeby i ona wstała? Żeby zaczęła nowe życie? Przecież ma szanse.  Zdecydowała się, wróci. Od razu wzięła pergamin, pióro i zaczęła pisać.

Szanowna Profesor McGonagall, zgadzam się na Pani ofertę. Będę u Pani 15 lipca o 15.
Pozdrawiam Serdecznie
Hermiona Granger
Gotową notkę przywiązała do nóżki swojej sowy, którą wypuściła za okno. Po tym odetchnęła głęboko. Wreszcie czuła, że zaczyna nowe życie. Z tym uczuciem mogła wreszcie pójść spać, bez żadnych snów a tym bardziej koszmarów.
Tego samego dnia, po południu w Hogwarcie.
Starsza kobieta czytała list i uśmiechała się niczym kot na widok miski pełnej świeżej śmietanki.  Panna Granger będzie idealną nauczycielką na jej miejscu i idealną…
- Minerwo, mówię już czwarty raz dzień dobry, czy w tym zamku mieszkają sami kretyni? – z zamyślenia wybudził ją sarkastyczny głos mistrza eliksirów.
- Dzień dobry Severusie, usiądź. Herbatki?
- Powiedz mi, czy to miejsce tak działa na dyrektorów, czy po prostu specjalnie naśladujesz Albusa? Nie mam czasu na herbatę. Po co mnie wzywałaś?
- No więc – zamyśliła nie wiedząc jak mu to przekazać.
- Zadziwiający potok elokwencji, już wiem z kogo Gryfoni biorą przykład.
- Panna Granger zostanie nową nauczycielką transmutacji, a ty, jako mój zastępca będziesz musiał ją we wszystko wprowadzić, kiedy już podpiszę z nią umowę – powiedziała zdecydowanie.
- Zatrudniasz tą smarkulę?! Czy ty całkiem zgłupiałaś?
- Severusie – powiedziała spokojnie.
- Tak mam na imię, miło, że pamiętasz. Po co zatrudniasz smarkulę, która nie dała sobie rady z wojną po dziesięciu latach?
- Tak się składa, że mogę. Tak jak Albus zatrudnił śmierciożercę. Bo każdy zasługuje na drugą szansę – powiedziała zdenerwowana – i twoim obowiązkiem jest pomóc jej się tu zaklimatyzować. Możesz wyjść. – mężczyzna spojrzał na nią wściekły ale już nic nie powiedział. Wyszedł tylko trzaskając drzwiami i odszedł powiewając peleryną.
Pani dyrektor jeszcze jakiś czas o tym myślała. Myślała, że Severus zareaguje inaczej. Ale czego ona się spodziewała?  Pół godziny po spotkaniu z Severusem w kominku pojawił się Albus.
- Dzień dobry Minerwo. Stało się coś? Czyżby panna Granger odmówiła?
- Zgodziła się. Jednak Severus nie jest tym zachwycony – streściła mu całą rozmowę.
- Zmieni zdanie, kiedy ja z nim porozmawiam.
- Co  mu powiesz?
- To już tylko nasza sprawa. Idę – wyszedł z uśmiechem na ustach i zszedł do lochów. Wrócił dopiero po kilku godzinach jeszcze bardziej uśmiechni ęty niż wcześniej. – zgodził się.
- Nie mów mi, że tak po prostu on się na coś zgodził. – zaśmiała się czarownica.
- Oczywiście, dalej ma mnóstwo obiekcji, przecież to Severus. Ale zgodził się ze mną, że panna Granger ma duży potecjał i trzeba go wykorzystać.
- Powiedziałeś mu o…

- O naszym planie? Oczywiście, że nie. 

Rozdział 1

                Szanowna Panno Granger,
W  tym roku dyrektor Albus Dumbledore odszedł na emeryturę zostawiając stanowisko dyrektora mi. Z tego powodu szukam mojego następcy, jako nauczyciela transmutacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Uważam, że bylaby Pani najlepszą kandydatką na moje miejsce, dlatego do Pani pierwszej wysyłam tą propozycję. Mam nadzieję, że zgodzi się Pani przyjść na rozmowę kwalifikacyjną 15  lipca tego roku o godzinie 15.
Jeśli jest Pani zainteresowana tą propozycją proszę odpisać jak najszybciej.
Z poważaniem
Minerwa McGonagall
Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart
Taki list przyszedł dzisiaj z samego rana do małego mieszkanka na obrzerzach Londynu. Nieliczni przechodnie nawet nie zwrócili uwagi na sowę. Taki widok w Londynie ju ż dawno nikogo nie dziwił. Czasami tylo dzieci idące, lub wracające ze szkoły pokazywały je sobie palcami i patrzyły się z otwartymi ustami.
Adresatka trzymała list w dłoni już od dobrych, kilkunastu minut i nie wiedziała co zrobić. Z jednej strony chętnie wróciłąby do Hogwartu, wyrwałaby się  z tego małego, ciemnego mieszkania do zamku. Z drugiej jednak strony, nie wiedziała. Tam zginął Ron i wielu innych jej przyjaciół. Ron.. Minęło pięć długich lat. Od tamtego czasu prawie odseperowała się od świata magii. Pracowała w małej kawiarni jako kelnerka i tak zarabiala na czynsz i skromne życie. Czasem Harry z Ginny ją odwiedzali i przynosili Proroka. Mimo upływu czasu nikt nie przestał się nimi interesować. Prawie w każdym wydaniu byłą wzmianka na ich temat. Ukryla się tu głównie z tego powodu. Nie chciała odpowiadać na pytania Rity, która i tak zamieściłaby zupełnie zmienione odpowiedzi. I był jeszcze jeden powód, od śmierci Rona czuła, że nie pasuje do tego świata. Przyjaciele twierdzili, że ma paranoj ę, ale ona wiele razy słyszała nieznośne i bolesne komentarze.
Było wiele powodów przeciwko przyjęcia tego stanowiska, ale były też za.
Wiedziała, że w końcu pojawi się kolejny czarnoksiężnik z którym będzie trzeba walczyć, wiedziała, że  Rita w końcu i tak ją tu wyśledzi i jeszcze jedno – nie chciałą dłużej się chować. Świat magii był jej światem i dobrze to wiedziała. Odkąd dowiedziała się, że jest czarownicą, a może już i wcześniej czuła to przyciąganie. I jeszcze jedno, teskniła za Hogwardzką biblioteką.  Do spotkania miałą jeszcze dwa tygodnie, zdąży jeszcze podjąć decyzję.
W tym samym czasie w Hogwarcie
Minerwa McGonngall siedziała w swoim nowym gabinecie i zastanawiała się co panna Granger postanowi.  Chciałaby mieć ją tutaj z dwóch powodów. Po pierwsze byłaby skarbem dla uczniów, z jej wiedzą  i umiejętnością jej przekazania. No i drugi powód, miała z Albusem plan, żeby ją uszczęśliwić i nie tylko ją.
Nagle w kominku zobaczyła postać Dumbledore, z ironią pomyślała „o wilku mowa” .
- Witaj Minerwo – przerwał jej rozmyślania – ładnie się tu urządziłaś.
- Albusie – kiwnęła mu głową – nie sadzę, żebyś przyszedł tutaj tylko po to, żeby podziwiać mój zmysł urządzania wnętrz. – powiedziała, co bardzo rozbawiło starszego czarodzieja.
- Za dużo czasu spędzasz z Severusem,  Minerwo.
- Herbatki? – kobieta nie zareagowała na przytyk.
- Poproszę – w czasie, gdy kobieta przygotowywała napój, wytłumaczył – rzeczywiście nie przyszedłem tu w tym celu, nudzę się, siedzenie w domu na emeryturze chyba nie jest dla mnie.
- Domyślam się, pewnie i tak najbliższy rok więcej czasu będziesz tu niż w domu.
- Pewnie tak, wysłałaś list?
- Tak, czekam na odpowiedź, ale co jeśli się nie zgodzi? Masz jakiś plan? – podzieliła się swoimi obawami.

- Czy ja wyglądam na człowieka, który nie ma planu? – zaśmiał się z pewnością siebie – myślę, że się zgodzi, a my będziemy tu  mieli pierwszej klasy komedię – roześmiał si ę.

Prolog

                         Harry, po twojej prawej - krzyknela usilujac pokonac smierciorzerce z ktorym walczyla. Katem oka widziala jak jej przyjaciej posyla oszolamiacza w przeciwnika. Powoli nie dawala juz rady, wszystko wydawalo jej sie jak w jakims krwawym filmie, jednym z tych, ktore uwielbiala ogladac jej mama. Deszcz sprawial, ze krew plynela po dziedzincu jak rzeka. Krotka chwile zastanawiala sie ile w tym jest krwi jej przyjaciol. Wreszcie udalo jej sie przebic przez ochrone przeciwnika, poslala go na tamten swiat zakleciem, ktore uczyli sie na lekcjach z Dumbledore’m. Jak byla mu teraz wdzieczna za to, ze postanowil ich uczyc od tamtego roku az do teraz, bo musieli pomoc Harremu. Zaczela walczyc z kolejnym smierciorzerca, byl twardszy od poprzedniego, jednak dawala sobie z nim rade i nagle zrobilo sie ciemno.
Bolala ja glowa i bardzo chcialo jej sie pic.Otworzyla oczy i szybko je zamknela, swiatlo za bardzo ja oslepialo. Sprobowala jeszcze raz, znow to samo. Dopiero za trzecim razem jej sie udalo. Zauwazyla, ze jest w skrzydle szpitalnym. Na stoliku obok lozka stala szklanka z woda, napila sie i od razu poczula sie lepiej. Rozejrzala sie. Na lozkach lezalo duzo ludzi, jedni w lepszym, inni w gorszym stanie.
•              Hermiona - dalsza obserwacje przerwal jej przyjaciel, ktory widzac, ze sie obudzila przybiegl ja usciskac. - jak sie czujesz? - sapnela, chyba miala zlamane zebro. Harry natychmiast sie od niej odsunal i przeprosil.
•              Nic powaznego mi nie jest, a Ty? Czy my..?
•              Tak! Wygralismy, dziekuje, ze mnie wtedy ostrzeglas.
•              Nie ma za co, po to tam bylam.-odpowiedziala, usmiechajac sie, ale nagle usmiech zszedl jej z twarzy - Gdzie Ron?
•              Hermiona... on - zaczal chlopak, dziewczyna rozejrzala sie jeszcze raz po sali i zobaczyla Weasley’ow przy jednym z lozek, plakali i przytulali sie nawzajem. Nie mogla ocenic kto kogo podtrzymywal.
•              Nie! - Wrzasnela- to niemozliwe, Harry powiedz, ze to nie prawda! - nikt nie zwracal uwagi na jej krzyki, pielegniarka miala trudniejsze przypadki niz ona, a na tej sali nie bylo nikogo, kto nie mialby swojego wlasnego dramatu. Przyjaciel tylko kiwnal glowa. Widziala, ze on tez sie powstrzymuje, zeby nie plakac i nie krzyczec. Wstala z lozka, nie zwazala na bol i podeszla do tamtego lozka.
Pozniej, po latach nie pamietala nic z tamtego wieczoru, podtrzymywaly sie wzajemnie z pania Weasley i Ginny. Staly tak i plakaly wiele godzin.
Chcieli wziac slub po wojnie, tuz przed bitwa  Ron dal jej obroczki, ktore dla nich kupil. Mieli byc rodzina. A tak? Nie miala nic. Nikt nawet nie wiedzial, ze sa razem, chcieli to zatrzymac dla siebie. Postanowila, ze tak juz zostanie. Nikt nie dowie sie o ich uczuciu. Nigdy.
Tego dnia nikt nie swietowal pokonania czarnoksieznika. Strata przyjaciol wydawala im sie zbyt duza cena. Ten dzien zapisal sie jako najbardziej krwawa bitwa w historii magii, a rocznica tego wydarzenia jeszcze przez wiele lat byla dniem wolnym, zeby ludzie mogli uczcic pamiec swoich bliskich.

O autorce kilka słów

Cześć!
Zaczynałam tego bloga kilka razy z powodów technicznych. Jeśli ktoś to będzie czytał. Postaram się wrzucać posty reguralnie i od razu chciałabym przeprosić za pojawiające się błędy. Zwracajcie mi uwagę, poprawię, kiedy tylko będę mogła.
Zapraszam do czytania :)